sobota, 3 września 2016

Bańki mydlane

To mój pierwszy post na blogu. Pomysł bloga siedział już dwa lata, ale dopiero parę miesięcy temu się za to wzięłam i nadałam mu nazwę. Trwał jako blog prywatny, parę osób miało dostęp. Istnienie bloga daje mi wenę. Muszę coś pisać w edytorze bloggera, więc...
Pierwszy one-shot, poprawiony. Mam nadzieję, że się spodoba, jak i reszta. Ale... jeżeli chcecie więcej, to proponuję zapoznać się z zakładkami! :3
Zapraszam do czytania!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
   Pamiętasz? Pamiętasz te spokojnie przespane noce? Te cudowne sny albo koszmary, którymi od lat się nie zamartwiasz? Te beztroskie dni, których było tak mało w porównaniu z resztą twojego życia? Beznadziejnie, co? Tak, tak - dalej się nad sobą użalaj, przecież twoje życie jest do dupy, popadniesz w depresję. A wyjdziesz z niej? Zastanów się. Możesz ją okazywać i popadniesz w wielki kanion, bo życie daje ci w dupę. Druga opcja jest następująca: poradzisz sobie z tym sam. Zastanów się  czy na pewno. A wyjdziesz z tego? Będziesz mieć na tyle odwagi, żeby się podnieść ze wskazówkami innych? Czy w ogóle odważysz się zapytać o nakierowane, czy będziesz tak zuchwały, że tego nie zrobisz? Zostaw ten temat i skup się na małej, zielonoskórej dziewczynce rasy Twi'lek, której pierś spokojnie unosiła się i opadła pod kołdrą otulającą jej małe ciałko. Jej usta ułożyły się w delikatny uśmiech odzwierciedlający jej piękne obrazy w główce. Sen... Sen zamykał jej powieki, by ranek je otworzył, a w jej głowie zostawił wspomnienie zwiastujące dobry humor.
      Tarue "Tara" Venice, mała pięcioletnia dziewczynka budząca się sama o świcie rozmyślając jakie by znaleźć sobie zajęcie na nadchodzący dzień. W końcu dobry humor nigdy jej nie opuszczał, a ta cecha znakomicie komponowała się z jej bujną wyobraźnią. Brak innych dzieci w wiosce wcale jej nie doskwierał. Jak na swój młody wiek potrafiła zrozumieć, że rodzice wcale jej nie ukarali, tylko próbowali zapewnić lepsze życie. Może  i "nie miała" dzieciństwa, ale czas jej to wynagrodzi. Tak przynajmniej twierdził jej tata. Tata, który uczył ją czytać, twierdząc, że starsze dzieci od niej jeszcze nie potrafią. Nie można zaprzeczyć, że czuła się dzięki temu bardzo wyjątkowa. Bawiąc się patykiem, również. W kogo się bawiła? W Rycerzy Jedi, naturalnie. Od dzieciństwa mówiono jej o nich, mimo że ojciec przez większość jej życia ich przekonał, to w jej umyśle nadal brzmiały słowa o dawnych obrońcach Republiki. Tata ich chwalił, a w czasach, w których żyła jego córka, podobno niewielu Jedi było tak szlachetnych, jak w Starej Republice.
      Tarue urodziła się 34 BBY na Ryloth, świecie Twi'leków i sama była przedstawicielką tej rasy. Kiedy liczyła sobie dwa miesiące, jej rodzice wynieśli się do miasta Nobot, które, według ojca Tarue, było bardziej opłacalne, a za egzotyczne plony dobrze płacono. Wielu mówiło, że marnują osobie tam życie, że to straszna robota przy sianiu i zbiorach, ad ojciec ich nie słuchał. Ma talent do znajdowania środków dających duże zyski. Wcale się nie pomylił, wszystko wyszło na dobre i już po pierwszych zbiorach mogli sporo zaoszczędzić.
     Dziewczyna przez dwanaście lat żyła w rodzinie, w której nie brakowało grosza, ale dobrze gospodarowano wydatkami, aby w przyszłości dziewczynkom nic nie brakło i w przyszłości były dobrze wykształcone. Zaraz, zaraz - dziewczynom? Kiedy Tarue skończyła siedem lat, na świat przyszła jej młodsza siostra, Numa. Plany ich rodziców nie do końca się udały.
      Pewnego dnia Ryloth została zaatakowana przez Separatystów. W tamten dzień, Tarue licząca sobie  dwanaście lat, uciekła droidom bojowym. Ostatnie co widziała w oczach swojej rodziny to: strach, duma, zawiedzenie. Strach, bo uciekła na własną rękę i nie wiadomo było gdzie chce iść, duma, ponieważ jej się udało, zawiedzenie, bo nie potrafiła zabrać ze sobą Numy. Wiedziała, że mają świadomość, że dla dwunastolatki to niewykonalne zadanie. Już sam fakt, że sama zdołała uciec był czymś imponującym, ale szkoda... szkoda, że Numa musiała trochę cierpieć, ale bardzo przydała się Jedi, o czym Tarue dowiedziała się parę lat później.
******
    Ostre zarośla raniły jej bose stopy, ale bardziej skupiła się na wrzeszczących droidach, które ruszyły za nią w pościg. Słyszała o tych robotach, ponoć były głupie, niezbyt szybkie przez co można je nazwać leniwymi. Ona straszenie szybko biegała. Kochała biegać, czuła się wtedy wolna, a dzięki tej wolności uniknęła śmierci. Niestety - tylko swojej. Wspomnienie o swojej rodzinie powodowało łzy w oczach dziewczynki, które ona usilnie próbowała powstrzymać. Przecież jest silna! Ale... Zostawiła swoich rodziców, ale jest silna! Musi być!
      To zabawne, chciała uciec i pobiegła w stronę najbardziej jej znaną - jej małego świata, a wielkiej tajemnicy, lecz mimo to, zgubiła się. Zgubiła się w najlepiej znanym jej miejscu, na jej planecie. Czemu? Bo ta wojna to wielka zguba, która okrywa swą hańbą wszystkie planety, które dotknie.
     Pobiegła w stronę wzgórza mając nadzieję, że drzewa zapewnią jej jeszcze lepszą kryjówkę, a potem pobiegnie... kto wie? Może ją dopadną i nie postawi już żadnego kroku. Wtem przypomniało jej się, jak działają Jedi. Myślała, jak Jedi, czaiła się, jak Jedi. Jedi są lepsi oś droidów, dlatego uda jej się uciec przed tymi blaszakami.
******
      I pomyśleć, że obiecywała Numie, która wtedy bardzo dobrze rozumiała co się do niej mówi, że jej nie zostawi. A teraz siedzi w mało przytulnym mieszkaniu na planecie Coruscant i pluje sobie w twarz, że zostawiła rodzinę na dłużej, zwłaszcza, że odleciała zaraz po tym, jak inwazja się skończyła. Obiecano jej lepszą przyszłość, a jak to się skończyło? Została podrzucona jakiejś starej kobiecie, która sześć lat później umarła. Isla obdarzyła Tarue miłością babci i nadała dziewczynce przydomek "Tara" twierdząc, że Tarue brzmi nieładnie w przypadku tak "uroczego dziecka".
      Tarue nigdy nie wróciła do domu, na Ryloth. W wieku trzynastu lat znalazła pracę by pomóc babci, ale i tak obydwie nie potrafiły uzbierać na drogi powrót na planetę Twi'leków, a Isla sama bała się zapuszczać się dalej niż w pobliskie ulice, więc nie było mowy o znalezieniu jakiegoś uczciwego pilota, a Tara zawsze była uczona by słuchać starszych i nie buntowała się temu.
      Najgorsza sytuacja finansowa spotkała Islę i Tarue, kiedy Republika przeobraziła się w Imperium. Piętnastoletnia Tarue nie wierzyła w słowa świeżo upieczonego Imperatora - Jedi tacy nie byli. Zawsze pomagali WAR, walczyli dla Republiki i nie podjęli by tak głupiej decyzji. Może uznaliby opinię Tary za ślepą wiarę, ale z wiekiem nauczyła się rozpatrywać wszystko obiektywnie, aby potem mieć dobrze wyrobione i przemyślane zdanie na dany temat. Niestety, nie dzieliła się nim z nikim prócz Isli.
     Mimo braku środków do życia, Isla sprawiła, że osiemnaste urodziny Tarue były wyjątkowe. Tarue po raz pierwszy od wielu lata zjadła tort, zdmuchnęła świeczki i... dostała prezent. Zwykły naszyjnik, jakieś badziewie z bazaru, a dla Tary znaczył więcej niż niezliczona ilość kredytów. Nic nie jest warte więcej niż miłość. Jej urodziny nie tylko dlatego były jedyne w swoim rodzaju. Dwa dni później, Tarue została sama. Isla odeszła śmiercią naturalną i pozostawiła po sobie tylko wspomnienia oraz przyszłość, w której Tarue miała odnaleźć się sama. Dziewczyna postanowiła, że wydostanie się z Coruscant na zawsze. Mimo dobrej opinii, stolica nie dawała jej nic.
******
      Przyczaiła się z karabinem snajperskim. Wychyliła się za murek, wyciągnęła przed siebie karabin i namierzyła swoją ofiarę, po czym nacisnęła spust i pozbawiła Sullustanina życia. Na widok trupa i paniki na ulicach miasta, uśmiechnęła się pod nosem i odetchnęła z ulgą. Kolejna robota zawodowo wykonana i kolejna zapłata w jej rękach. Tak wyglądała dla niej wolność.
      - Co taka śliczna Twi'lekanka robi tu głową trupa?
      - Przyszłam po zapłatę, tej głowy oczekiwałeś, prawda?
      - Kto by pomyślał, że zwykła dziewczyna będzie lepsza od Łowców Nagród...
      - Spryt. Dostanę należne mi kredyty?
      - Przynieść nagrodę!
     Większość Twi'lekanek służyła jako niewolnice, tylko tak mogły przeżyć. To śmieszne, że ponoć jej rasa jest tak delikatna. Tarure cieszyła się, że należy do grupy społecznej, które zapiszą się w dziejach tej parszywej galaktyki. W ciągu dwóch lat zrozumiała, że najlepiej nie brać żadnej ze stron, być odmieńcem, nie interesować się tym co jest dobre, a co złe. Patrzeć na to, która strona więcej daje, ale nie wdrążać się w temat. Nic nie jest bezpieczne, a wybranie któreś ze stron graniczyło ze śmiercią gorszą niż ta, którą może doświadczyć w swojej pracy.
      Słyszała, że bardzo dobrze płacą za znalezienie Jedi, których należy wybić za zdradę, ale nigdy w życiu nie przyjęła podobnej propozycji. Pokonanie Jedi jest niemożliwe, a tylko do nich żywiła jakiś szacunek. W obecnych czasach nie miała nawet gdzie pochować swojej opiekunki, która przez sześć lat gościła Tarue pod swoim dachem, gdzie tu sprawiedliwość?!
     Uśmiechnęła się na wspomnienie swojego pierwszego wykonanego zadania i przyjścia po zapłatę.
     Weszła do obskurnej knajpy, rzuciła parę kredytów barmanowi i skierowała się do wynajętego pokoju, który zamierzała jeszcze tego samego dnia opuścić. Usiadła na łóżku i zaczęła szperać w datapadzie w poszukiwaniu kolejnych informacji o koloniach na swojej rodzinnej planecie. Zadanie na Sullust było jej ostatnim na liście celów, które umożliwiły jej powrót domu z czymś. Chciała skończyć swój zawód. Pragnęła zobaczyć dumę w oczach jej rodziców, nie wstyd za jej poczynanie w galaktyce. Choć rodziców nie widziała od ośmiu lat, była święcie przekonana, że na początku się ucieszą z jej powrotu, ale nie miała wątpliwości, że po poznaniu prawdy... właściwie co zrobią? Rozczarują się? Zezłoszczą? A może to uczucie będzie słabsze od radości i miłości? Na pewno.
      Podczas gdy na datapadzie ładowały się informacje, wstała i zaczęła się pakować. Nie miała przy sobie wielu rzeczy, więc bardzo szybko się pozbierała. Trzymając plecak w lewej dłoni, wyciągnęła prawą aby zebrać ostatnie duperele, ale powiadomienie o pełnych danych oderwało ją od tego zajęcia. Chwyciła ekran, upuściła plecak po czym ponownie usiadła na posłaniu w celu wertowania kolejnych elektronicznych stron informacji, które zdobyła.
     Po parunastu minutach szukania nazwisk i miejsca zamieszkania znalazła jedno z trzech, na których jej bardzo zależało:
      - Numa Venice - przeczytała na głos.
      Wtem dostała sygnał z komunikatora, który zsynchronizowała ze sowim pracodawcom.
     Na jej twarzy zagościła radość. Dotknęła niebieski ekran w miejscu gdzie widniało imię i nazwisko jej siostry.
      - Niedługo się spotkamy.
****
     - Numa, nie. Poczekaj. Patrz - pokazała dziesięciolatka swojej trzyletniej siostrze. Mała Tarue  wzięła na siebie obowiązek nauczenia swojej siostrzyczki pewnych rzeczy. Nikt jej nie kazał, ale uważała, że to słuszne posunięcie. Przecież tak się zachowywała kochana starsza siostra.
      - Diaj - szepnęła malutka wyciągając małą rączkę po zepsutą zabawkę.
      - Chcę ją naprawić - wytłumaczyła starsza.
      - Siama - oświadczyła malutka Numa tupiąc nogą.
     - O, już. Skończyłam. Proszę. - Tarue podała swojej siostrzyczce naprawiony przedmiot. Numa wzięła go do rączki, popatrzyła na niego, odwróciła się i pobiegła parę metrów dalej bawiąc się samotnie nie myśląc o tym, żeby się z kimkolwiek podzielić zabawką.
      Twi'lekańska kobieta patrzyła przez okno w kuchni na swoje dwie pociechy i uśmiechnęła się pod nosem.
****
     Usiadła za sterami swojego nowego statku i rzuciła okiem na przyciski chcąc zapoznać się z możliwościami swej nowej maszyny. Po zapoznaniu się z funkcjami, wystartowała z powierzchni planety. Wklepała dane nawigacyjne, po czym przygotowała się do skoku w nadprzestrzeń. Zapowiadała się długa podróż, podczas której Tara mogła znowu pomyśleć. Próbowała odkopać jakieś wspomnienia związane z siostrą. Siostrą... czemu podczas tych dwóch lat znalazła tylko ją i jej miejsce zamieszkania? Co się stało z jej rodzicami? Czyżby tamta bitwa zabrała ich ze świata żywych? To nie może być prawda! Na pewno żyli, musieli...
      - Tiajue! Pać jakia duzia! - poleciła mała Numa.
     - Wow! Pięknie, siostrzyczko! Mogę teraz ja? - zapytała Tarue wyciągając dłoń po pudełko z wodą i płynem. Numa posłusznie podzieliła się "zabawką" ze swoją starszą siostrą.
      - Źlobiś mji takią duuuuzią? - poprosiła młodsza.
      - Pewnie, dla ciebie wszystko! - oświadczyła dziewczynce Tarue.
      Zamoczyła w wodzie plastikową obrączkę na patyku. Kiedy ją wyjęła, na krawędzi koła pojawiła się błona, a Tarue zaczęła ostrożnie w nią dmuchać. Wiatr ustał, dzięki czemu bańka mydlana mogła swobodnie rosnąć. Oderwała się od plastiku i powędrowała w górę. Po paru chwilach pękła.
      -  Była ciudowna! Dzienki! - krzyknęła Numa i rzuciła się na szyję Tarue.
      Od tamtego dnia, puszczały bańki mydlane każdego dnia. Póki Separatyści nie rozdzieliły sióstr.
****
      Była strasznie śpiąc, ale wytrwała mimo wszystko. Ekscytacja nie pozwoliłyby jej spać, tak strasznie nie mogła się doczekać się spotkania ze swoją siostrą. Niestety, nie miała pięciu lat, tylko trzynaście. Tak wiele czasu minęło od bitwy o Ryloth...
      Kiedy opuściła nadświetlną, zabrakło jej tchu. Przed jej oczami pojawiła się planeta, którą ostatni raz widziała osiem lat wcześniej, kiedy transportowiec zabierał ją na Coruscant, choć nie wiedziała, że stolica Republiki jest celem podróży.
     Poprosiła centralę o zezwolenie na lądowanie. Przeskanowali jej statek, co trochę trwało, ale wreszcie uzyskała zgodę.
      - Dziękuję - przemówiła do komunikatora i skierowała się do wioski na obrzeżach miasta Nabot, po którym już nic nie zostało.
     Wylądowała dwadzieścia metrów od bramy. Miejscowa ludność zebrała się i z zaciekawieniem patrzyła na obcy statek. Tarue wzięła głęboki wdech, otworzyła drzwi i podniosła się z krzesła kierując się w stronę rampy. Twi'lekowie patrzyli na nią zaniepokojeni i zrobili krok w tył, jakby bali się, że coś im zrobi.
      - Kim jesteś? - wyszła jej na przeciw starsza kobieta. Chyba przewodziła tą wioską.
    - Nazywam się Tarue Venice. Mam informację, że moja siostra, Numa, tu mieszka - odpowiedziała z nadzieją.
    - Tarue! - krzyknął jakiś Twi'lek o pomarańczowej skórze. Poznała go. To ich sąsiad, Vax. Przyjaźnił się z jej ojcem - Wróciłaś, dziecko!
      Podbiegł do niej i przytulił.
      - Gdzie Numa? - zapytała ze świeczkami w oczach.
      - Mieszka u nas - poinformował ją.
      - A co z rodzicami? - zdziwiła się.
    - Może najpierw zobacz Numę. Potem będziecie rozmawiać - polecił Vax i zaprowadził ją do centrum wioski. W czasie drogi zapytał o jej zdrowie, życie, a nawet poczęstował ją jej ulubionym owocem z dawnych lat. Podeszli do glinianego domu. Vax otworzył drewniane drzwi.
      Przy stole siedziała trzynastoletnia Twi'lekanka.
      - Numa - przywołał dziewczynę. Od razu spojrzała na niego, ale jej wzrok szybko powędrował w stronę nieznajomej.
      - Taure wróciła.

3 komentarze:

  1. Eeeeeeee... Dziwne uczucie widzieć "brak komentarzy", gdy ja piszę komentarz.
    Najpierw dwie sprawy. Pierwsza to zauważyłam kilka literówek, ale wierz mi, że teraz jak czytam opowiadania na wattpadzie to są one po prostu niczym, tam to jest masakra jakaś.. A druga to wiek Tary... Bo wchodzi na to, że jest ona zaledwie dwa lata młodsza od Ahsoki, więc jak RG zamieniła się Imperium to nie mogła mieć dwunastu czy tam trzynastu lat.
    A tak poza tym to opowiadanie mi się podoba, czekam na kolejną część i kolejne one-shoty. Niestety nie mam pomysłu na "kreatywny" komentarz, więc idę dalej walić Palpiego patelnią po łbie. Może pogonie trochę Obi-wana...
    NMBZT
    P.S. Jestem święcie przekonana, że już byłam na tym blogu, naprawdę ;-;

    OdpowiedzUsuń
  2. Potnę się masłem.
    Mój piękny komentarz się skasował. Był taki długi... ;^;
    Nieważne. Przeglądam sobie nowe utwory Demi na Spotify ^^ OS świetny i proszę, zrób tam jakieś fajowe klony, no np Waxer i Boil. Niech dojdzie do ich spotkania z Numą! Chociaż to Twoja decyzja. Twoja historia xd tak btw to mój pan od histy to bd potwór.
    Spadam. Czekam na spotkanie siostr! I klonów xd
    NMBZTMBTD ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Z góry przepraszam za ten wyjątkowo krytyczny komentarz. Dobrze wiesz, że nie piszę go, by cię urazić, czy coś.

    Tyle dupy w pierwszym fragmencie, że dodam kolejną. To jest tam z dupy. Wepchnięte na siłę, źle połączone.

    "Od dzieciństwa mówiono jej o nich, mimo że ojciec przez większość jej życia ich przekonał, to w jej umyśle nadal brzmiały słowa o dawnych obrońcach Republiki." - eee... myślę, że albo coś źle ujęłaś, albo zapomniałaś napisać.
    "- Była ciudowna! Dzienki!" - rozumiem, dziecko jest małe i sepleni, ale to nie oznacza, że można robić orty. Wiem, ze to było zamierzone, ale wygląda okrutnie.
    Ogólnie, akcja leci na złamanie karku i ma się wrażenie, że wypierdzieli się na pierwszym zakręcie. Sama akcja i dialogi, wstęp prosi się o pomstę do nieba za jego wyjątkowo złe łączenie się z tekstem.
    Co do plusów - fabuła jest fajna, to najważniejsze. Tarue też jest w miarę sympatyczna, chociaż aktualnie jest mi raczej obojętnie. Mogłabyś spróbować wplatać wątki poboczne mniej agresywnie, bo jak na razie, wszystko wygląda na pisanie na siłę.
    Całokształt mi się podoba, chociaż z poprzednich zdań trudno to wywnioskować. Myślę, że wszystkie moje obiekcje wiążą się z bardzo szybką akcją, niczym innym.
    Przepraszam za taki mój ból dupy, zazwyczaj nie wytykam aż tak dosadnie błędów, ale tym razem chyba było to nieco potrzebne.

    No nic, czekam na następną część, która, mam nadzieję, będzie nieco bardziej rozbudowana.

    Niech Moc będzie z Tobą.

    OdpowiedzUsuń