sobota, 23 czerwca 2018

Anidala #1

To już trzecie podejście do takiego obrotu spraw, ale mam nadzieję, że tym razem się uda. Łącznie to piszę jakoś od 2014 roku, trzecie podejście od jakiś dwóch lat stoi i się nie rusza, ale dopiero w ostatnim miesiącu stwierdziłam, że w końcu powinnam się za to wziąć. Od trzech gwiazdek zaczyna się moja twórczość w tym roku. Brawa dla mnie.
Ten, kto oglądał szósty sezon z Clovisem, wie o co chodzi, jak nie to macie tu linka i obejrzyjcie sobie 4, 5 i 6 odcinek, tam jest cała historia, w którą chamsko wcisnęłam się swoją alternatywą, yay!
https://www.kreskowki.tv/kategoria/sub/9783/star_wars:_wojny_klonow_6__odcinki
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
   Po pobiciu Clovisa przez Anakina za nie do końca popełniony czyn - pocałunek Padme - małżeństwo postanawia zrobić sobie przerwę, która w bardzo szybkim tempie zmienia się w rozstanie. Anakin, nie mogąc znieść wspólnej pracy Amidali i Clovisa, nabierał coraz więcej wątpliwości co do uczuć Padme. Pewnego dnia, kiedy wszystkie negocjacje doszły do skutku, Clovis podziękował za wsparcie Republiki i wyznał kobiecie miłość. Od tamtej pory, po HoloNecie krążyły plotki o związku, który trwał... pięć miesięcy. Miał świadomość, że to chwyt, ale wściekł się.
    Drugiego dnia po transmisji, wkroczył do apartamentu Amidali. Clovis panoszył się tam, jak u siebie. Anakin zaczął się drzeć na kobietę. Uznał wszystko za ściemę, za kłamstwo. Sam fakt, że nie zaprzeczyła plotkom, że nie przerwała pocałunku - złamał jego serce. Zerwał naszyjnik z kawałka japoru z jej szyi i odszedł. Wykorzystała go, tak strasznie go wykorzystała. Przestał widzieć sens we wszelkiej miłości. Nie wierzył w jej zaprzeczenia. Po prostu nie nie umiał. Nie potrafił. Zniszczyła go. Nie miał już nikogo.
*****
    Najgorsze były dwa dni. Pierwszego nie mógł znaleźć i rozwalił całą fontannę, do czego nie chciał się przyznać, mimo że kamery wszystko zarejestrowały, a on był tego w stu procentach świadomy. Nazajutrz zgłosił się do pomocy w naprawie i przeprosił za swój wybuch. Trzeciego dnia wysłali go na bitwę, która zajęła jego umysł kompletnie. Niszczył droidy... dla siebie. Dla zabawy. Nie dla Padme, co zawsze robił. Jedyna osoba, której mu teraz brakowało, to Ahsoka. Wszyscy go zostawili. Obi-Wan też. To on zataił przed Anakinem swoje przywiązania i tchórz nie chce się wcale przyznać.
    Wszystkie późniejsze bitwy wyglądały tak samo. Brał się praktycznie za wszystko, byle nie wracać na Coruscant. Nie wracać do świata, gdzie musiałby ją oglądać.
    Był wolny.
**[Sześć miesięcy później]**
    Nie! Nie! Nie! Nie! Nie!
   Trzecia bitwa o Geonosis. Trzecia! Ponieważ? Ponieważ Separatyści znowu zaczęli reaktywować fabryki. A kto maczał w tym palce? Rush Clovis. Znowu.
    Stojąc na mostku słyszał różne uwagi o tym, że Padme Amidala potwierdziła ich związek. Miał ochotę udusić tych ludzi. Czemu gadali o tym w takim momencie? Już zdążył zapomnieć, uspokoić się. Gdyby ktoś wypuścił go z jakieś katapulty, to jego złość rozwaliłaby całą republikańską flotę. Tak wielką złość w sobie dusił. Czuł się, jak dynamit, któremu ktoś podpalił lont. Niby dobrze łapał ogień, ale jakiś kozak się bawił "O! Zapale! Zapale! Hehe, żartowałem!". To było straszne.
    - Nie spodoba ci się w takim razie fakt, że ona tam będzie - powiedział Obi-Wan. Wyczuł frustracje byłego ucznia.
    - Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni - odparł twardo a zarazem obojętnie.
    - Czemu jesteś na nią taki zły, co? Przecież i tak by z tego nic nie było, na co ty liczysz...
    - Obi-Wan. Tu nie chodzi na co ja liczyłem. Nie mówiąc o tym, że mi przeszło po paru miesiącach. Mam do niej żal, bo się nie słuchała. Bo próbowałem ją ochronić, a ona mnie tak zhańbiła. Mówiła mi, że jestem dla niej jak brat, że mi ufa. A kiedy miałem racje, bo spartolił na całej linii, znowu, to nie. Nie słuchała się. Wybrała go przez idiotyczny związek. Nie powinno się zostawiać przyjaciół. Nie jestem zazdrosny, ale to boli. Ktoś woli coś nietrwałego, od czegoś co zdecydowanie może potrwać zawsze. Zawdzięczam jej pomoc, wydostanie się z jakiegoś dołka po śmierci mamy, próbuje jej to jakoś wynagrodzić swoim zaufaniem, a ona wbija mi nóż w plecy.
    - Można to nazwać przywiązaniem. Widać, że się tego wyzbyłeś. Jestem z ciebie dumny - wyznał Obi-Wan.
    - Ta. - Anakin miał wrażenie, że coś może zmienić jego dumę w zawiedzenie. Sam czuł coś niepokojącego. Oczywiście, związane z Padme. Ta kobieta wiecznie brnie w kłopoty i szału można dostać.
     Za co on ją tak kochał?
**[Geonosis]**
     Padme stwierdziła, że warto zacząć od tego, że Geonosianie, to zwyczajne szumowiny. Nie miała zapędów rasistowskich, tym bardziej dla osobników, które ucierpiały na skutek jakieś katastrofy na swojej planecie, czy, tak, jak w tym przypadku, rozwalenie całego interesu. Problem w tym, że nawet gdyby chciała im pomóc, to i tak potraktowali by ją jak szmatę nie patrząc czy ma problemy ze zdrowiem czy nie.
     Kolejnym zabawnym faktem jest to, że pozwoliła się do siebie Clovisowi przystawiać. Ten ją potraktował jak nie wiadomo co. Oczywiście w momencie, kiedy jej masa ciała zaczęła wzrastać przez... ciążę. Sama nie miała bladego pojęcia, jak nie mogła zauważyć tego, co się z nią dzieje. Do drugiego miesiąca dosłownie nie była tego świadoma. Nie patrzyła na to czy wszystko jest w normie. Z przemęczenia. Albo wywiady, albo projekty, a wolnych chwilach myślała o Anakinie.
      Nie mogła mu powiedzieć o tym, że zostanie ojcem, bo w momencie, kiedy przyszedł, był u niej Clovis. Całe dnie przesiadywał, dobierał się, liczył na coś. Nie potrafiła się go pozbyć. Za każdym razem, kiedy była pewna, że musi skontaktować się ze swoim mężem, Clovis przychodził, zabierał jej cenny czas. A kiedy już było zauważalne, że jest w ciąży, odsunął się od niej, a do Anakina nie miała żadnego dojścia. Nie pozwolił na kontakty z poza Świątyni czy gabinetu najwyższego Kanclerza. Wszyscy nadal myśleli, że Clovis jest z Padme, wiedziała, że jeżeli nie odkręci wszystkiego natychmiast albo nie odda dziecka, to trudno będzie się pozbyć Clovisa z życia. Bo mimo wszystko, że wykorzystać to, jako pretekst do ośmieszenia jej, albo pretekst do brnięcia w udawany związek dalej.
      Co ona sobie wyobraża?
      Zamknął ją w geonosiańskim więzieniu!
    Wiedziała, że prawie dziewięciomiesięcznym brzuchem nie ma jak się dobrze ukryć, ale całe szczęście, jak na polityka czy sławną osobę przystało, uczęszczała na siłownię, dostała nawet specjalne ćwiczenia, nawet jeżeli, bardzo późno się zorientowała, a co najważniejsze - dziecko było  w pełni zdrowe.
    Usłyszała niewiele. Schowała się w szparze, która mogła jakoś ją ukryć, ale zdecydowanie zagłuszała jakikolwiek dźwięk, niczym zepsuty komunikator. Jedyne co udało jej się wydedukować, to to, że ma zostać stracona. Nie było słychać choćby krztyny sprzeciwu ze strony Clovisa.
     Przeklinała siebie, Anakina, całą niesprawiedliwość kosmosu, a przede wszystkim - przebrzydłego Clovisa. Jak ona się z tego wygrzebie? Jak ją Republika potraktuje? A co najważniejsze: jak postąpi Anakin. Jej kochany Annie... zostawiła go i wystawiła dla jakiegoś zwyrodnialca, obraziła się za to, że miał rację, że Clovisowi należało się dostać po twarzy.
     Była taka głupia...
     W celi nie miała za wiele do roboty, jak tylko leżenie na twardej posadce, co miało zły wpływ na jej kręgosłup, a co za tym idzie - samopoczucie i zdrowie. Wymagała większej opieki niż powiększony posiłek więzienny. Należało wezwać medyka, ale przecież Geonosianie i wielce Rush Clovis mieli bitwę do rozegrania. W związku z tym, jej pytanie brzmiało: kto raczy ją uwolnić? Czy ktoś w ogóle przybędzie? Czy Anakin w ogóle przyleci i zechce ją wysłuchać?
       Była strasznie sfrustrowana. Jej nerwy spowodowane uczuciem samotności sprawiały, że czuła się coraz gorzej i słabiej. Nie mogła znieść myśli, że znowu wkopała się w jakieś łajno i znowu straciła Anakina. Tym razem na dobre. Ufali sobie, zostali na swój sposób cudownym małżeństwem, który ona rozwaliła, bo za bardzo wierzy w dobro i w to, że ktoś może się diametralnie zmienić.
*****
       - Anakinie - zwrócił się do niego Obi-Wan planujący przebieg bitwy - Twoim zadaniem jest zaatakowanie i przejęcie fabryk. Nie niszcz ich doszczętnie. W któreś z nich mogą być Senator Amidala. Ja będę szukać w kwaterach głównych, jak tylko je zdobędę. Zgłoś się, jak tylko ją znajdziesz. Trzeba będzie ją albo przetransportować w bezpieczne miejsce, albo włączyć do bitwy jeśli zechce.
        - Przetransportujemy do bezpiecznego miejsca. Nie interesuje mnie jej "ale" czy zachcianki. Ma się nas słuchać. Nie mam zamiaru jej niańczyć. Nie słucha się - odpowiedział Anakin.
       - Ahsoka też się nie słuchała - przypomniał Kenobi.
       - Ale Ahsoka wydoroślała i podejmowała odpowiedzialne decyzje. Przede wszystkim, mogłem jej zaufać i wiedziałem, że zrobi to, o co ją POPROSZĘ. I zawsze starała się nie popełniać tych samych błędów. Pani senator tego raczej nie potrafi. Gdyby było inaczej, siedziałaby aktualnie w senacie, ewentualnie w gabinecie popijając sobie Kaff.
       - To uratuj panią senator ostatni raz, to może w końcu dostosuje się do twoich schematów - zaproponował były mentor Skywalkera.
       Skywalker westchnął teatralnie.
       - Zastanowię się - postanowił. - Rex, przygotuj piechotę - polecił Skywalker.
       - Tak jest generale!

       Kurz taki, że nic nie było widać.
       Nie lubił piasku. Po prostu go nienawidził. Pomimo noszenia rękawic wszędzie go czuł, jak się wżyna w zakamarki jego ubrania. Irytował go jak nic innego. Inni zakochani obiecują sobie wskoczyć za drugiego w ogień, a on musi skakać w piasek, pomimo tego, że nic nie przyrzekał i wszystko co dobre, już skończyło. Jak zwykle - jak zwykle musiał ją ratować przez jej upierdliwość i zawsze, ale to ZAWSZE w miejscach, w których wolałby nie być przez swoje przekonania czy doświadczenia, lecz NIE. Bo po co?! Anakin, leć! To twój obowiązek. Oczywiście, bardziej zobowiązywała go przysięga małżeńska niż rozkaz. Miał do szacunek do ich ślubu i do samej - jeszcze - jego żony.
       Czemu Clovis jej nie ratował, skoro tak bardzo ją kochał? Ah, no tak! Bo jak zwykle okazał się fałszywy, a ona dała się na to nabrać kosztem jej uczucia do swojego męża. Genialne! Powinni to puszczać jako telenowelę w HoloNecie. Ubaw po pachy. Emocje, nieoczekiwany zwrot akcji. I ten twist na końcu! Coś pięknego. Boki zrywać, ha ha ha. Można by rzec, że popłakał się ze śmiechu, ale to po prostu piasek wpadł mu pod powiekę i do ust, także wyglądał komicznie, ale raczej nie zamierzał wypowiadać się na temat tego całego galimatiasu. Raz, że nie miał czasu, dwa - po co strzępić język?
       - Pani senator sobie jeszcze trochę poczeka - podsumował ich sytuację Rex, kiedy to znaleźli się za gruzami, które chroniły ich przed pociskami.
       - Za błędy trzeba płacić, przykro mi. Taka była wola Mocy - skomentował to Anakin.
       - Myślę, że pani senator da sobie radę - stwierdził kapitan.
       - Gdyby tak było, nie musielibyśmy się tutaj fatygować - odpowiedział Jedi.
       - Racja - zgodził się żołnierz.
      Skywalker westchnął ze zmęczenia i zrezygnowania jednocześnie. Tak bardzo mu się nie chciało. Zawsze walka przychodziła mu z taką łatwością, a nagle przestał mieć jakiekolwiek dobre chęci ze względu na to, z jakiego powodu musiał ją ratować. Czuł się, jakby ta kobieta, od momentu jego uwolnienia, nie opuszczała go na krok, jakby była jego straszą siostrą i podpatrywała jego treningi Jedi, miała na niego oko, a nagle teraz stracił w niej jakiekolwiek poparcie. Bo to prawda, ale o jeszcze poważniejszym charakterze - spisała na straty ich małżeństwo.
       Wyszli z Rexem z ukrycia i zaczęli atakować piaszczysty budynek. Zaraz za nim pomaszerowała reszta legionu w tym żołnierze ARC do zadań specjalnych. Anakin geste ręki rozkazał Five'sowi użyć bomb, aby natychmiast skończyć to natarcie, albowiem byli już w punkcie, w którym można było już atakować większym kalibrem. Jeżeli wszystko pójdzie po ich myśli, to znajdą tam Padme. Skywalker cały czas ją wyczuwał, od samego momentu przybycia na planetę, ale ich więź tak bardzo się rozluźniła, że nie potrafił zlokalizować jej dokładnego położenia. Nawet o to nie zabiegał. To nie tak, że życzył jej śmierci, czy chciał, aby dalej cierpiała przeróżnymi torturami - o ile w ogóle jakieś zastosowano - lub aby nadal musiała znosić cierpienie. Po prostu miał dość jej widoku. Im bliżej spotkania, tym trudniej przychodziło mu skupienie się. Gdyby mógł, przeciągałby to w nieskończoność.
*****
      Nie miała czym zająć swoich myśli, dlatego bardzo skupiała się na bólu wywołanym przez skurcze. Wiedziała, że tak długo nie pociągnie a stres, który cały czas jej towarzyszył, zwłaszcza tamtego dnia, kiedy to w tle szalała bitwa (według droidów bojowych), bardzo zagrażał jej i dziecku. Bała się, że je straci. Traktowała je trochę jak kartę przetargową do tego, aby Anakin ponownie się do niej odezwał, może nawet wrócił. To dziecko zmieni wszystko, a kochała je mimo wszystko, nawet jeśli jej mąż nie wróciłby do nich i pozostawił samych sobie. Kochała je, bo przynosiło jej odskocznie od szarej rzeczywistości. Wyczekiwała je, ponieważ noszenie w sobie drugiego życia to niewyobrażalne szczęście. Gdyby nie przeżyło tego wszystko... nie wybaczyłaby sobie swojej własnej głupoty.
       Powoli traciła nadzieję. Z sekundy na sekundy bywało coraz trudniej, a ona co jakiś czas wybuchała spazmatycznym płaczem, który tylko coraz bardziej i bardziej wyniszczał jej psychikę. Wiedziała, że się wykańcza z sekundy na sekundę i cierpi nie tylko ona, ale i jej dzieciątko. Jak wiele jeszcze będzie musiała znieść, zanim ktoś przybędzie? Ktokolwiek, jakaś dobra duszyczka, której zależy. To tyle, czego pragnęła.
       Nie miała już siły, położyła się na kamiennej posadzce i zasnęła. Tak po prostu. Nawet strach nie potrafił jej powstrzymać, zmęczenie było zbyt duże.
       Obudził ją dźwięk strzelaniny i zapadający się gruz. Poderwała się natychmiast, co było błędem, ponieważ zatoczyła się i zrobiło jej się ciemno przed oczami. Oparła się o ścianę dłońmi ujęła podbrzusze, jakby miała chronić swoje dziecko przed wypadnięciem. Miała wrażenie, że wywołuje u niego poczucie bezpieczeństwa, że nic mu nie grozi i wie, że strasznie go kocha oraz nie pozwoli, żeby coś mu się stało. Nigdy.
       - Senator Amidala? - przemówił ktoś. Ona natychmiast podniosła głowę, ale prócz tego, nie wykonała żadnego innego ruchu. Poznała klona, dokładniej kapitana Rexa. A to znaczy... - Generale Skywalker, mamy pewien problem. Pani senator... jakby to powiedzieć... eee... jest ich dwoje? - poinformował niepewnie.
       W korytarzu odbiło się echo kroków. Obok żołnierza stanął rycerz Jedi ubrany w brązową szatę przykurzoną zapewne przez batalię prowadzoną na zewnątrz. Jego mina idealnie przekazywała ogromne zdziwienie.
       - Idź nadzorować ochronę wyjścia. Zajmę się nią - polecił kapitanowi. Kiedy ten się oddalił, Anakin włączył swój miecz świetlny i wyciął nim wejście w skalnych kratach.
       - Annie - powiedziała, a z jej oczu popłynęły łzy.
       - W tym momencie zaczynam żałować, że się tu pofatygowałem - odpowiedział.
       - Nie mów tak, Annie - głos Padme zaczął się łamać. Tak bardzo zabolały ją jego słowa.
      - Wiesz czemu, prawda? Bo jestem naiwny, przybyłem tu, aby jakoś też odnowić kontakt, chociaż spróbować. Wierzyłem w głębi serca. Wiesz o co mi chodzi. Sama dałaś się nabrać i skończyłaś w ciązy.
     - To dziecko jest twoje! - zaprzeczyła jego podejrzeniom, a on tylko się roześmiał. - Clovis pojawił się nagle, sześć miesięcy temu, a ja jestem prawie w dziewiątym miesiącu ciąży. Każdy jeden droid medyczny ci to powie.
       Popatrzył na nią przez dłuższą chwilę.
       - Powiedzmy, że jakoś wierzę. A gdyby to się skończyło inaczej? I co? Urodziłabyś, HoloNet by się dowiedział i przypisałby moje dziecko do Clovisa. Sądzisz, że bym się na to zgodził? Że przyjąłbym ze spokojem coś, co jemu jest na rękę? Jesteś poważna?!
       - Chciałam go odsunąć! - broniła swojej postawy.
      - Kiedy niby?! Wierz mi na słowo, jeśli to naprawdę moje dziecko, to jest duża szansa na to, że odziedziczyło po mnie wrażliwość na Moc. Od razu, po narodzinach, trafia do Zakonu. Nie będziesz mieć z nim kontaktu.
       - Nie rób mi tego. Wiesz, że zostaniesz ukarany, jeśli się dowiedzą.
       - Powie się, że to jeden jedyny wybryk. Przecież to Clovis cię kocha, prawda? Za mną - nakazał.
      Widział, że jego żona nie zbytnio siły na samodzielnie przejście, więc tym bardziej nie da rady przedrzeć się przez pole bitwy. Czeka go nie lada wyzwanie.
       - STAĆ! - Anakin gdzieś już słyszał ten parszywy głos.
       - Dziwię się, że jeszcze cię nie wypatroszyli, Clovis - powitał go.
       - Nigdzie z nią nie idziesz - rozkazał.
      - Mam gdzieś twoje nakazy i widzi mi się. Nie przeszkadzaj mi w pracy, albo pozbawię cię życia, a z tego co mi wiadomo, mam cię dostarczyć żywego. Więc się utkaj i złap się dobrowolnie.
       - Jeżeli ja jej nie mogę mieć, to ty tym bardziej - ostrzegł wróg.
       - Czy ty siebie słyszysz? Nie masz jej na własność. Jest w ciąży, torturujesz ją w celi bez łóżek. Ty chcesz, żeby cokolwiek coś do ciebie czuła?
       - Jest tu bezpieczna. Potem wychowamy to dziecko - argumentował Clovis.
       Anakinowi opadła szczęka.
      - To dziecko nie jest podobno twoje. - O dziwo zaczął wierzyć w słowa Amidali. Nagle wróciło do niego całe uczucie, jakim obdarowywał Padme. Nie wyobrażał sobie życia bez niej, miał nadzieję, że to wszystko wróci. Żałował, że chciał jej odebrać to dziecko. Zostaną rodziną, to jego priorytet i wiedział, że ona też tego chce. - Idźcie dalej, ja się nim zajmę.
       - NIE ODBIERZESZ MI JEJ! - krzyknął Clovis, a z jego blastera wystrzeliła niebieska wiązka.
       - NIEEEE! - wrzasnął rozpaczliwie Anakin. Nagle wszystko stało się zamazane. Ledwo widział, jak głowa Clovisa odkleja się od jego karku za pomocą miecza świetlnego. Jedi zwrócił się do swojej miłości, a ona już miała przeszyte ciało strzałem. Podbiegł do niej. - Padme...
       - Ratuj je. Natychmiast. Wyciągnij to dziecko! - nakazała.
       - Medyk nie jest przeszkolony, ty... umrzesz. - Ledwo dało się go zrozumieć przez łzy.
     - Nawet droid medyczny nie zdoła mnie uratować. Weź je... zabierz je do Świątyni. Nie mów nikomu, nie mogą się dowiedzieć. Jeżeli to chłopiec, nazwij go Luke. Jeżeli dziewczynka, to Leia - poprosiła. Widziała tylko klona, który do niej podszedł i zaczął dotykać jej brzucha.
       - Przepraszam cię za wszystko. Nie chciałem ci go odebrać. Możemy je razem wychować. Chcę rodziny - błagał ją.
       - Wybacz mi, że przez moją głupotę i naiwność cię jej pozbawiłam. - Nagle zapłakała z bólu. Oboje usłyszeli dźwięk rozciętej skóry, a chwilę później płacz dziecka.
       - Dajcie koc! - nakazał medyk.
       Skywalker nie zajmował się dzieckiem, był skupiony tylko na twarzy Padme.
       - Kocham cię. - To były jej ostatnie słowa. Potem po prostu... tak, jakby zasnęła.
       - Ja ciebie też. - odparł zrezygnowany, ale wątpił, że go usłyszała. Powiedział to zdanie jak w próżnię. Nie próbował nawet podnosić jej ciała, pozwolił medykowi się wszystkim zająć. Rex podał mu małe zawiniątko. Dziecko było całe pokrwawione. Inny klon, wykonując polecenia medyka, podał dziecku lek, aby jakoś się utrzymało do czasu przewiezienia na krążownik.
       - To dziewczynka - poinformował Rex. - Proszę wybaczyć śmiałość, generale. Ale czy to... pańska córka?
       - Nie możecie nikomu powiedzieć. Nikomu. Obiecujcie - rozkazał Jedi.
       - Przyrzekamy! - odparli wszyscy chórem.
**[Sześć lat później, Coruscant]**
       Leia wyrosła na bardzo inteligentną dziewczynkę. Anakin dobrze przewidział, była wrażliwa na Moc, więc od razu zabrał ją do Świątyni. Nikomu nie zdradził tego, kto ją spłodził, nikt nawet się nie zorientował - jej wygląd zbyt bardzo przypominał Padme i Shmi Skywalker, której Jedi nie znali. Niby sam Anakin z wyglądu upodabniał się do swojej matki, ale nikt nie widział przez to podobizny z Leią. Skłamał, że miał się zając dziewczynką na prośbę Amidali, pragnął wziąć dziecko za padawana.
      Prostując, bitwa o Geonosis ponownie skończyła się sukcesem, lecz to zasługa Obi-Wana i Mace'a Windu. Sam Anakin oddelegował się na Coruscant wraz z dzieckiem i ciałem pani senator. Odpowiedział za zabicie Clovisa w gniewie i zemście, lecz dano mu szansę. Jego następną misją było przewiezienie zwłok Padme na Naboo nie informując nikogo o ciąży, póki go nie zapytają. Od razu na powitanie wyszła jej rodzina, ale nie zwrócili uwagę na młodego Jedi. Stali przy truchle opłakując panią senator. Nie zapytali o ciążę, więc to znaczyło, że nawet nie wiedzieli. To dobrze, dziewczynka i tak nie mogła mieć kontaktu z rodziną.
       Postanowiono, że kiedy skończy trzynaście lat, Anakin weźmie ją jako swojego padawana. Do tej pory nadal miejsce zostało puste po Ahsoce Tano. Leia obchodząc piąte urodziny dostała bardzo ważny prezent - naszyjnik z kawałkiem japoru. Skywalker planował pochować go wraz z rodzicielką małej adeptki, ale ostatecznie zdecydował wręczyć go swojej córeczce wraz z historią jej rodziców. Powierzył jej tajemnicę, którą było to, że Anakin to jej ojciec. Ona odparła wtedy, iż zawsze wiedziała. Moc jej podpowiadała.
       Cieszyła go każda, bezcenna chwila z nią.
       - Powiem ci tajemnicę - wyszeptała Leia z paluszkiem przy ustach. Dzień jak każdy, w którym znajdowali chwilę na pobycie sam na sam, beztroska chwila ojca i córki. - Kocham cię, tatusiu - wyznała. - Shhh... mama zakazała mówić komukolwiek - ostrzegła wtulając się w Anakina.
       - Też cię kocham, malutka - odpowiedział całując ją w główkę.

2 komentarze: