sobota, 8 października 2016

You must finish ship Jagła, the Sobi is everything!

Witam!
Dziś jest 15 października i tego dnia moja przyjaciółka, Sonia (aktualnie Oswin Oswald) obchodzi urodziny. Życzmy jej sto lat!
Ponadto, Patelnio, twój Poniatowski ma dla Ciebie prezent ^__^ Jak widzisz po tytule, to Sobi, które wymęczyłaś na mnie przez wiele miesięcy :D Mam nadzieję, że ci się spodoba. Dziewczyny, Jawa i Dziecinka, mi pomagały. Przez nie kanon poszedł sobie w las i tutaj nie wróci. Także no ... miłego czytania XD Wiem, że nas kochasz XD
*wątek jest napisany przez Dziecinkę, pewno w wordzie, bo czcionka i myślniki. Zrobiłam lekką korektę (bądźmy z niej dumne, tak wiele już umie)
*ten wątek napisany przez Idę
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
      Wyłoniła jedno oko zza rogu patrząc na medytującego chłopaka. Na jego widok odruchowo się zaczerwieniła. Miłość dla Jedi jest zakazana i nigdy nie powinni mieć styczności z namiętnością, więc czy mimo tego zakazu, wiedziała co to jest miłość? Miała szesnaście lat, niby w tym wieku hormony i te sprawy, ale czuła, że to jest to. To COŚ zwane MIŁOŚCIĄ.
    Kiedy jej obiekt westchnień, Obi-Wan Kenobi, otworzył oczy wybudzając się z medytacji, dziewczyna natychmiast ukryła się za ścianą. Po chwili usłyszała głos Mistrza Qui-Gon'a Jinn', ale nie to, co mówił, bo z uśmiechem na twarzy pobiegła przed siebie z nadzieją, że spotka gdzieś swoją przyjaciółkę. Choć truła jej tyłek twierdząc, że kiedyś będzie z Obi-Wanem, a ich ship będzie nosił nazwę "SOBI", to wiedziała, że Kiwi i Jawa nigdy jej nie zawiodą.
     - Aua! - krzyknęła pocierając czoło, które zaliczyło spotkanie z czyimś nosem. Osobą cieszącą się bólem nosa... była Meg! Meg, trzy lata młodsza od Soni i Obi-Wana dziewczyna przyjaźniąca się z tym drugim.
     Na policzkach starszej dziewczyny pojawiły się rumieńce. Dowalić w dobrą przyjaciółkę swojego obiektu westchnień? Lepiej być nie mogło! No po prostu świetnie!
     - Przepraszam - powiedziała speszona do młodszej padawanki.
   Blondynka roześmiała się pocierając nos. Zdecydowanie bolało, ale nie doszło do żadnego złamania. Meg nadal będzie mogła wdychać prostym nosem cudowne zapachy wyłaniające się ze świątynnej stołówki.
     - Gdzie się spieszysz, Soniu? - zagadała. Dziewczyny znały się trochę, ale przede wszystkim dzieliły wspólną pasję. Popołudnia spędzały w bibliotece. Tam, na każdym komputerze, można dostać się do swoich zastrzeżonych folderów. U Meg, w jednym z nich, jak i u Soni, mieściły się opowiadania.
     - Śpieszę się do przyjaciółki. Takiej jednej Kiwi - odpowiedziała Sonia wstając.
    - Słyszałam o niej, a dziś ją nawet widziałam - oświadczyła ze śmiechem. - Przepraszam, nie obraź się, ale wywaliła się na schodach! - Obydwie wybuchły śmiechem.
    - To w jej stylu - skomentowała Sonia, kiedy się uspokoiła.
    - Chyba ci się spieszy. Nie będę cię zatrzymywać. Do zobaczenia kiedy indziej - pożegnała się, ale kiedy tylko zrobiła trzy kroki w przód, zatrzymała się, odwróciła i spojrzała w stronę Soni, która w ogóle nie ruszyła z miejsca. - Nie wiesz czasem czy jest tam Obi-Wan?
    Serce Soni zaczęło szybciej bić.
    - Jest - udzieliła informacji starsza. W sercu poczuła żal. Nigdy nie będzie jego.
   Meg popatrzyła zmartwiona na starszą dziewczynę i sięgnęła wspomnieniami do ich pierwszego spotkania...
**** [By: Magda Kenobi aka Meg Skywalker]
Meg przeskoczyła przez kolejnego robota. Stołówka w Świątyni była pełna mistrzów i rycerzy Jedi. Miała niecałe pięć minut do treningu, a nie jadła śniadania. Jeśli spóźni się na zajęcia do Yody, to stary zielony gnomek ją ukatrupi. To byłoby czwarte z rzędu… O nie. Już sobie wyobrażała, jak wiekowy Mistrz wali ją po głowie swoją gimerową laską.
W końcu udało jej się zdobyć coś do jedzenia, a mianowicie dwie mandarynki z Mandalory. Niezbyt pożywne śniadanie, ale lepsze to, niż nic. Dosiadła się do stolika, przy którym Obi-Wan Kenobi delektował się suszonym mięsem.
– O nie, mój mistrz mnie zabije. Już jestem spóźniona – mruknęła dziewczyna, pospiesznie przeżuwając swoje „śniadanie”.
– Z tego co wiem, twoje spóźnienia są już normą. – Chłopak uniósł brwi.
– Bardzo śmieszne. Spadam.
Meg już miała biec na trening, ale oczywiście, jak zwykle, wszystko zepsuła. Przy wstawaniu zahaczyła kolanem o stół przewracając go, i wszystko co na nim stało, na Kenobiego. Cały sok wylał się na jego głowę i ubrania. W dodatku, stojący za nimi mistrz Plo, został potraktowany suszonym mięsem.
– No teraz to na pewno się nie spóźnisz –Przewrócił oczami szesnastolatek.

– Oboje zasłużyliście na nauczkę. – Kamienna twarz Jinna nie sugerowała nic dobrego. Meg i Obi-Wan stali ze spuszczonymi głowami przed radą Jedi. Zaliczyli nie tylko spóźnienie. Dziewczyna zastanawiała się, co tym razem będą musieli zrobić. Bieganie w kółko cały dzień? A może wypolerowanie wszystkich podłóg w Świątyni? Kto wie, co wymyśli tym razem Windu.
– Waszym zadaniem zupełnie coś innego jest – odezwał się Yoda, jakby czytał w myślach dwojga padawanów. – Znaleźć łowcę nagród słynnego, musicie. Fist Roy.
Zrobili wielkie oczy.
Łowcę nagród? Wytropić? Sami?
– Ale sami mamy go wytropić? – spytała Meg.
– Sami – powiedział Mace. – Prawdopodobnie to on zabił senatora z Ryloth, by przejąć jego majątek. I uważajcie… To nie jest zwykły przypadek. Obawiam się, że zadanie przekracza wasze umiejętności.
– Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, mistrzu – Skłonił się nisko szesnastolatek.

Chodzili po dolnych poziomach Coruscant. Informacje, które zebrali, na nic się nie przydały. Nigdzie nie mogli zlokalizować tego durnego łowcy głów. Meg domyśliła się już, dlaczego dostali takie a nie inne zadanie. „Trzeba uczyć się cierpliwości”. Dobra, ale czemu aż takiej?! Chyba od sześciu godzin tropili tego cholernego typa, ale nadal nic nie wyczuli. Obi-Wan jednak był nadzwyczaj cierpliwy.
– Jak ty to robisz? – spytała go w końcu przyjaciółka.
– Szczerze to nie wiem. Po prostu strasznie chce mi się spać. No i jestem starszy – wyszczerzył się. Nienawidziła, gdy po raz kolejny uświadamiał jej, że jest większy i lepszy. Lubiła go i widziała w roli przyszłego Mistrza Jedi, ale czasami miał ochotę posiekać go mieczem na kawałeczki.
– Ale ja mądrzejsza – prychnęła.
– Od razu widać, że mi zazdrościsz – brnął dalej. W tej chwili dziewczyna spoważniała i gestem nakazując ciszę. Oboje wyczuli w Mocy ruch obcej istoty. A raczej istot, gdyż ewidentnie były dwie.
Nie tracąc czasu, schowali się za jednym z kolorowych, świecących banerów. Na szczęście dla Jedi skoki powyżej czterech metrów nie były niczym trudnym. Oboje zanurzyli się w Mocy i wsłuchali w rozmowę dwóch podejrzanych spacerowiczów.
– Zbijemy fortunę. Jedi zapłacą nam za niego jeszcze więcej. Mówię ci, powinieneś to przemyśleć! – powiedział pierwszy.
– Nie będę się w to bawił. Znajdziemy kogoś, kto zapłaci nam jeszcze więcej niż sami Rycerze pokoju. To wprost idealny pomysł na ubicie interesu. I żaden mały, głupi doradca nie będzie rozkazywał panu. To cud, że jeszcze żyjesz.
Pierwszy otworzył usta, ale nic nie powiedział. Gdyby posłuchali go, ubiliby interes życia. Ale Fist zawsze chce przedobrzyć.
Kenobi westchnął, z ekscytacją patrząc na tych dwóch. Fist Roy był tutaj. Moc mówiła im prawdę.
– Na trzy – szepnęła Meg. Niestety, jak zwykle za głośno.
Łowca obrócił się w ich stronę, a następnie strzelił. Obi-Wan zdążył wychylić się i odbić strzał swoim mieczem świetlnym, co skutkowało wyjawieniem się. Dziewczyna zamachnęła się swoją bronią świetlną, aby odbić strzał, ale spadła.
– OBIIIIII! – krzyknęła, ale było już za późno. Spadła w przestrzeń, może już na zawsze tam zostanie… To może koniec. Jej życiowa chwila dokona się… Gdy ona będzie przeżywać oświecenie… Leżąc dwa metry niżej i przeklinając swoją niezdarność.
Podniosła się pocierając głowę. Na szczęście nie było aż tak źle. Tylko nieco się potłukła, a Obi-Wan nadal odbijał strzały z banneru.
– Głupi łowcy. – Stanęła na nogach, szukając przy pasie miecza świetlnego. Już miała stanąć do walki, gdy została zmiażdżona przez swojego starszego kolegę. Stoczyli się z dachu jakiegoś malutkiego budynku, na którym byli, wpadając na kogoś.
– Prze… praszamy – odezwał się Obi-Wan, widząc, że leży na szesnastoletniej dziewczynie o blond włosach. Cudownie, Padawan Jedi napada na bezbronnych przechodniów.
****
     Pognała do pokoju Kiwi bo i tak nie miała co robić a krążenie po świątyni nie wchodziło w grę, skoro z innymi osobami zderzała się jeszcze boleśniej niż z Meg. Stwierdziła, że nie powinna bujać w obłokach - jej życie zdsje się wtedy bardziej skomplikowane i demotywuje.
    - Co za koszmarny tydzień! - poskarżyła się rudej lądując na łóżku. Pokój Kiwi był pokojem jej przyjaciół. Wchodzili do pomieszczenia bez uprzedzenia, częstowali się przemyconymi słodyczami. Czuli się, jak u siebie. Lecz istaniało jedno "ale" - nikt nie mogł chodzić bosymi stopami po jej łóżku i każdy jej góść miał przestrzegać higieny.
     - Ani mi nie mów. Dostałam egzaminy teoretyczne i pięć z nich nie zaliczyłam, bo nie wyrabiam! - odpowiedziała Kiwi kreśląc kolorami kartki flimsiplastu.
    - Opuściłaś się - zauważyła Sonia.
    - Niestety - przyznała krótkowłosa. - Co ci się stało? - zapytała zaintrtgowana.
    - Obi-Wan.
    - Nie rozumiem cię.
    - Kiedyś zrozumiesz.
   - To Ida tak twierdzi. Nie śpieszy mi się do spróbowania.
    - Masz jakieś żelki? - Sonia schyliła się i wyciągnęła spod łóżka karton słodyczy. - Serio? Nie uzupełniłaś zapasów?
    - A miałam kiedy? Jedz co jest.
[Jakiś czas później]
      Po świątyni Jedi rozniosła nowina, o tym, że Mistrz Yoda bierze ślub z... Mistrzyni Yaddle. Skąd ten pomysł? Nikt nie miał pojęcia. Ba! Nikt nie podejrzewał, że Yoda by się pisał na takie życie! Cóż, zdziwienie mieszało się z fascynacją oraz... z dylematami. Co Sonia Oswald miała począć, kiedy nie znalazła żadnego partnera na wesele? Tak bardzo miała nadzieję, że uda jej się z Obi-Wanem, ale to taki nieśmiały chłopak. A ona do niego nie podejdzie, o nie!
    Kiwi powiedziała: "Masz trzy miesiące, spokojnie, pomogę ci". Skończyło się na tym, że każda chęć dziewczyny była tłumiona przez Sonię, trzy miesiące się zmarnowały i Sonia dal nie miała partnera podczas gdy: Meg stwierdziła, że będzie śpiewać, więc partnera nie chce; Jawa zaprosiła Anakina Solo, a Kiwi skradła serduszko jakiegoś Alana i uznała, że to właśnie z nim chce pójść w tango.
   W końcu ani Kiwi, ani Jawa, ani Meg nie zdołały wytrzymać tej sytuacji, więc zebrały się w naradzie. Meg reprezentowała Obi-Wana Kenobiego, a starsze dziewczyny Sonie Oswald. Bo przecież swatanie, to właśnie jest priorytet.
    - Dobra, postawmy sprawę jasno - zaczęła Kiwi. - Co Obi-Wan sądzi na temat Soni.
    - Robi się czerwony i zaczyna się jąkać, kiedy o niej wspomnę - udzieliła informacji Meg. - A co z Sonią?
    - Ona jest nieśmiała, ale na sto procent się zakochała - odpowiedziała Jawa.
    - Trzeba ich tam wyciągnąć. Siłą - zdecydowała młodsza.
    - Ej, halo! Priorytety dzisiejszej młodzieży im nie pozwalają! Na holofacebooku nie wysłali sobie zaczepek, nie czatowali, ani dołączyli do wydarzenia...
    - Kiwi - przerwała Jawa. - Powagi. Czekaj, jest jakieś wydarzenie?
    - Tak, ale osobiście do niego nie dołączyłam - przyznała z udawanym smutkiem rudowłosa(Kiwi).
    - Phi, wstydziłabyś się - skomentowała Jawa.
   - Jak ja mogłam? Tak bezwstydnie nie dołączyć do wydarzenia. Co ja sobie wyobrażam! - lamentowała najstarsza.
    - Wiem! Podajmy im energetyki! W Netto są tanie - zaproponowała Meg.
    - O nie! Zapomnij! Z Netto nigdy w życiu! - zaprzeczyła Kiwi.
    - Czemu nie? - zaciekawiła się najniższa z nich.
    - Jawa, to odurza. Ale tylko te z Netto. Oczywiście, nie jakoś bardzo, ale odpierdziela ci, jakbyś była pijana i niewiele ogarniasz - wytłumaczyła.
    - Ej, ale wiesz, to jest dobry pomysł - odezwała się Meg. - Można ich skłonić do tańca i wielkie lawstory! Poza tym, śniło mi się, że skaczą po dachu po wypiciu energetyka.
   - Cóż... nie jestem przekonana po wytłumaczeniu Kiwi... musimy wymyślić co innego - powiedziała ostrożna Jawa.
****
    Pomysł Meg został odrzucony, ale ostatecznie skończyło się na tym, że jej sen się spełnił. Bez wypicia jakiś napojów, skakały podachu, bo okazało się, że pewna męska postać w Pretty Little Liars przeżyła i zaczęły szaleć z radości skacząc po dachu w sukienkach.
    - Co im jest? - zapytał Obi-Wan podchodząc do Jawy i Meg.
    - To jest, mój drogi, fangirl - odparła Jawa przypominając sobie sytuację sprzed tygodnia.
** 
* Tuż przed nosem Kiwi przemknęła niekontrolowana burza, a dokładniej dwie krzyczące nastolatki, które najwyraźniej za cel życiowy obrały urozmaicanie sobie życia w ten właśnie sposób.
   - Musisz to zobaczyć! - krzyknęła po raz kolejny blondynka.
Telefon w jej ręce wskazywał na jedno – kolejny fanart ryjący psychikę bardziej niż filmiki na Youtube.
   - Nie zniszczysz mi życia! - odpowiedziała Ida, ukrywają się za kolumną.
Szaleńczy bieg zdecydowanie nie był jej ulubioną dyscypliną sportową.
     - Ale to jest piękne!
   - Taa, jasne! I będzie tak samo jak wtedy! Snape i McGonagall... kto to w ogóle wymyślił?
     - Ha! Czyli jednak to widziałaś!
     - Co, ja?
 Sonia zatrzymała się i uśmiechnęła triumfalnie. Już miała pokazać przedmiot całej tej afery, kiedy Ida niespodziewanie wyjęła telefon.
    - Nie! - wykrzyknęła Sonia.
    - Tak! Fred nie żyje!
**
    - Chyba czas je ściągnąć - stwierdziła Jawa. - Obi-Wanie, zatańczysz? - zapytała chłopaka.
    - To mamy je ściągnąć czy tańczyć? - dopytywał.
    - Nie ze nią. Z Sonią! - uniosła się Meg, jakby to było tak oczywiste.
    Chłopak się zarumienił.
    - Dobra, idę po nie - postanowiła Ida i ruszyła w stronę dachu.
****
    - No idź! - przekonywała Sonię Kiwi, kiedy już się uspokoiły. Niższa pchała wyższą na parkiet, gdzie z drugiej sali Skywalkerówna miała zaciągnąć na środek Obi-Wana Kenobiego.
    - Nie! - sprzeciwiła się blondynka zapierając nogami. Na stopach miała leciutkie balerinki, przez co lepiej było jej utrzymać równowagę.
    - Tak! - podjęła decyzję Ida i obydwie zaczęły przepychać przyjaciółkę. Ukradkiem widziały, jak Kenobi niechętnie daje się przekonać. - O Mocy! - zareagowała podekscytowana.
   - Oj, nie! - Ta jedna chwila straty kontroli przez Sonię sprawiła, że znalazła się na wypolerowanych panelach na środku sali. Dziewczyny uciekły w inne strony.
    - Eee... no to nas wpakowały - wymamrotał chłopak.
    - Nooo... tak - przyznała Sonia.
    Przez chwilę stali jak dwa slupy soli, ale kiedy w tle rozbrzmiał wolny kawałek, Obi-Wan odezwał się wyciągając dłoń:
  - Zatańczysz? - zaproponował speszony. - Nie sądź, że robię to pod presją, pytam z własnej inicjatywy.
    - Pewnie - zgodziła się.
    Wziął jej lewą dłoń w swoją, a prawą rękę położył na biodrze dziewczyny.
    - Pozwól, że poprowadzę. - Wysunął nogę w przód i ostrożnie, w rytm powolnej muzyki, zaczął krążyć po sali wśród innych par.
    Sonia stwierdziła, że za maską nieśmiałego chłopaczyny krył się bardzo dobry tancerz.
    - Skoro i tak nas wkopali, to nie mam nic do stracenia - stwierdził.
    - W sensie jakim? - zmieszała się.
    - Cóż, unikałem cię, a dopiero ten wieczór...
    - Tak?
    - Eee... noo... ugh! - nie wytrzymał i pocałował dzjewczynę.

5 komentarzy:

  1. OMG XDD Żebyście widziały jakiego banana mam teraz na twarzy xdxd pp płacze xd To jest tak bardzo akuratne xd Szczególnie to gonienie Jawy z dzikimi fanartami i fangirlowanie z Kiwi xd A z uwagi, że są moje ur to ja sobie odmówie wytykanie błędów xd Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo Wam dziękuję ♥ Jawie, Meg i Tobie RUDA Kiwi *ty jesteś ruda da na pewno ruda da szalona ruuuda dobrze to wiem*
    Dziękuję Wam ^^ ♥
    Sonia

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystkiego naj, Sonia!
    Ja jestem z sb dumna, że w ogóle udało mi się coś takiego jak ten fragment napisać. Kiwi poprawiła błędy i no :) Wgl Kiwi coś ty tam za energetyki nam powkładała? Nigdy nie piłam xD Fajne takie tru love na koniec :P Potem możemy zrobić ślub normalnie, ja będę świadkiem Obiego a ty i Ida Soni.

    A kit z interpunkcją nie chce mi się. Do nexta :D
    NMBZ.. N,W,T!

    OdpowiedzUsuń